Sprawa nie jest wagi historycznej,
ale wagi rodzinnej, czyli bardzo ważna.
W naszym domu pojawił się stary
kredens, pamiątka po babci mojego męża. Stary znaczy chyba z lat
50, może 60. Przypadł mi do gustu i udało mi się przekonać
Szanownego Małżonka, że pasuje do naszego małego mieszkania… i
wcale nie zagraca (naprawdę tak myślę). Problem polegał na tym,
że obok niego stały dużo młodsze meble, które się ze sobą
doskonale znały: komoda i półki z IKEA. On był samotny. Dlatego
bardzo chciałam znaleźć mu towarzystwo w jego stylu. Idealny wydał
mi się okrągły stół.
Na nic zdały się tłumaczenia
męża, że okrągły stół bardziej zagraca niż prostokątny –
który już mieliśmy, że nie będzie pasował itp. Ja byłam i
jestem przekonana, że okrągły stół jest lepszy niż prostokątny,
głównie dlatego, że można go rozłożyć, a poza tym wygląda
dostojnie.
Znalazłam
taki mebel, wczesną wiosną 2013 na tablica.pl i kupiłam, od pani z
jednej z poznańskich kamieniec na Wildzie. Stół okazał się
śliczny tylko trochę zniszczony - w mojej opinii, lub całkowicie
zniszczony - w opinii męża
Pojechał na działkę. Przyszła
wiosna, lato 2013, a ja jakoś nie miałam czasu na jego renowację.
Potem zima 2014 i wczesna wiosna. Okazało się, że Wielkanoc będzie
organizowana w moim domu i wtedy zdałam sobie sprawę, że przy
naszym prostokątnym stole nie zmieszczą się wszyscy goście.
I stara zasada, że student potrzebuje
tyle czasu na opanowanie materiału ile ma, zadziałała. W jeden
weekend oszlifowałam go – oczywiście przy pomocy Nieocenionego
Taty – i polakierowałam. Acha, jeszcze wcześniej dokładnie 2
razy posmarowałam preparatem na korniki, bo widać było, że były
kiedyś lokatorami tego mebla.
Teraz stoi u nas, dumnie.
Ale czegoś tu jeszcze brakuje. Taki
dostojny mebel musi mieć do kompletu krzesła. Kolejne polowanie
przede mną…